Misją tej strony będzie również popularyzowanie uważności/mindfulness jako metody pozwalającej pełniej i lepiej żyć.
Zazwyczaj w życiu dostrzegamy po prostu problemy do rozwiązania: ja na przykład chciałam pozbyć się przykrego napięcia w plecach i tremy za każdym razem, gdy zamierzałam coś powiedzieć w grupie. Stres, który kiedyś wrzucał mój umysł na wysokie obroty, w pewnym momencie zaczął mnie blokować, czemu towarzyszyły jakże pomocne myśli w rodzaju „Nie potrafisz się zaprezentować” i „Zawsze wszystko psujesz”.
Więc uważność z początku miała być po to: żeby pozbyć się problemów. A przy okazji szkolenie - trening redukcji stresu z zastosowaniem uważności (MBSR) - odbywało się w ramach programu dla studentów na mojej uczelni, więc w doborowym gronie, w dodatku prowadzone było przez świetną nauczycielkę. Same plusy.
Dziś blisko siedem lat później mogę przyjrzeć się temu, jak moja motywacja do medytowania się zmieniała, a zaangażowanie rosło. I powiem Ci jedno: wraz z tymi zmianami dochodziło do subtelnej, lecz zauważalnej odmiany w życiu. A wcale nie takiej, jakiej sobie z początku życzyłam.
Będę więc z Tobą szczera: daleko mi do mistrza zen przyjmującego wszystko z kamiennym spokojem. Dalej doświadczam różnych trudnych emocji, gniewu, lęku, smutku. Kto wie, czy teraz te uczucia nie stały się dla mnie nawet wyraźniejsze i bardziej czytelne. Czasem się czerwienię albo ze stresu wszystko leci mi z rąk. Ale wiesz, co się liczy najbardziej?
Ten drobiazg odmieniający wszystko: potrafię być życzliwa dla siebie. I (przeważnie, tak, jeszcze nie zawsze) mam w sobie zgodę na to, co mi się przytrafia.
Może pomyślisz sobie: "Ależ ja nie chcę akceptować. Pragnę zmiany". Ja również pragnę zmian i się zmieniam. Uważność mi w tym pomaga i akceptowanie - również. Bez łagodnego, życzliwego obserwowania siebie, nie zrozumiesz, co jest do naprawy, co jest potrzebne, co wymaga troski i opieki. W kursie wglądu usłyszałam bardzo mądre słowa: "widzenie jest czynieniem". Od widzenia, zaakceptowania wszystko się zaczyna.
Moja zmiana nie sprawiła, że stałam się inną osobą (całe szczęście!). Nadal zdarzają mi się chwile onieśmielenia, lecz teraz, kiedy chcę zabrać głos, robię to. Odważyłam się zacząć uczyć. Jako nauczyciel uważności i współczucia pracuję z grupami. Na zoomie prowadziłam kiedyś warsztaty dla setki osób. Robię to, co wybiorę, nie to, co podpowiada mi lęk. W niektórych sytuacjach ogarnia mnie irytacja i zniecierpliwienie, lecz potrafię się zatrzymać, zobaczyć te emocje, spotkać się z nimi. Regularnie dopada mnie mój stary znajomy perfekcjonizm, ale zauważam to i nie ulegam myśli: „To nie jest dość dobre, nie jest gotowe”, i jednak opublikuję ten wpis (chociaż umysł droczy się ze mną, przekonując, że tekst nigdy nie będzie dostatecznie dobry).
Tę zmianę w podejściu do siebie zyskałam dzięki praktykowaniu uważności i współczucia. Opowiem Ci, jak to robię. Zdziwisz się, jakie to proste i naturalne. Także w tym wypadku odnoszę wrażenie, że współczesnym ludziom zwyczajnie brakuje wiedzy, jak być szczęśliwymi. Z braku alternatywy wierzą reklamom i kolorowym czasopismom. A potem są smutni, bo w ich życiu jest inaczej. Tymczasem z tym życiem, jakie mają, mogliby być pełnią.
Przejdź do strony
Przeczytaj więcej o MISJI
Dlaczego psychologia?
Bez podstawowej wiedzy w tym zakresie raz po raz toniemy, zwłaszcza co wrażliwsi spośród nas. Trudne uczucia, gonitwa myśli, zbuntowane ciało – z tym wszystkim można sobie poradzić. Czytaj dalej...
Dlaczego literatura?